Zbygniew Martynowski – Powojenne lata w Lądku Zdroju (cz. 1)
Jesienią 1945 roku przybyłem z profesorem M. Maleckim, jako jego asystent z Krakowa do Dusznik, gdzie dla potrzeb UJ zajęty został obecny Dom Wypoczynkowy „Chopin”. Nazwano go „Jagiellonią”. Tu profesor zorganizował kursy słowianoznawstwa. Były one w pewnym stopniu formą propagandy ówczesnych tzw. Ziem Odzyskanych, w szczególności Śląska. Miały wykazać nie tylko ich słowiańskość, lecz i polskość.
Samorzutnie jeździłem po Śląsku m.in. dla odwiedzenia brata w Lubaniu, gdzie pracował on jako lekarz weterynarii zawodowo, ale społecznie odkrywał to, o czym mówiono na naszych kursach. Zdobył około 40 inkunabułów, które przeznaczył dla uniwersytetu krakowskiego.
Wtedy stwierdziłem, że ziemia (tak zaczęto o dawnym „hrabstwie kłodzkim” mówić na kursach) jest pod tym względem najciekawszym regionem Śląska w śląsko-czeskich górach – Sudetach.
W lipcu 1946 roku, rozstawszy się z Krakowem, zjawiłem się w Lądku z mą rodziną i przychówkiem zaopatrzony w pismo wrocławskiego Urzędu Wojewódzkiego z dnia 20 lipca 1946 roku. Wydział Osiedleńczy, kierujące mnie do powiatu bystrzyckiego celem przydzielenia mi „domu z ogródkiem na terenie powiatu”. Dom , który otrzymałem, osiedlający mnie urzędnik nazwał „Arką”.
Mając dach nad głową zapewniony, przez trzy dni zwiedzaliśmy całą rodziną urzekającą pięknością okolice. Przechodząc obok jednego z opuszczonych domów natknąłem się na zjawisko, które kazało mi pomyśleć o stworzeniu zbiornicy muzealno-archiwalnej w Lądku. Oto na kupie połamanych przedmiotów i śmieci ujrzałem dwie figurki – św. Józefa z Dzieciątkiem i Madonny z Dzieciątkiem (ta ostatnia znajduje się obecnie w Muzeum Etnograficznym we Wrocławiu). A obok innego domu leżała na ziemi polska współczesna z 1926 roku, której jednym z autorów był mój wuj, prof. Stanisław Pawłowski ; książka nosiła znak „Kurbibliothek Landeck” !
Odtąd zwiedzanie, poznawanie regionu, studiowanie – od strony krajobrazu, sztuki (ludowej) i literatury różnorako związanej z regionem – zaczęły stawać się na stale moim „społecznym” zajęciem i predestynowały na „działacza”, na aktywistę PTT. W roku 1946-47 zorganizowałem najpierw u siebie w domu, a potem w szkole, w której uczyłem, kursy gimnazjalne. Pierwszymi uczniami byli Zygmunt Antkowiak i Ryszard Antkowiak. W końcu roku szkolnego wrocławskie kuratorium zleciło dyrektorowi Gimnazjum i Liceum im. Bolesława Chrobrego w Kłodzku przeegzaminowanie przy pomocy swego grona „moich” ponad dwudziestu uczniów. W roku szkolnym 1947 -48 uruchomiono Miejskie Rozwojowe Gimnazjum Koedukacyjne, które w 1950-51 roku zostało przekształcone w liceum państwowe. Do tego czasu mieściło sie ono w budynku z 1874 roku, stanowiącym pierwotnie tzw. preparandę dla nauczycieli. Obecnie mieści się tu miejsko-gminny ośrodek kultury. Tu, w pomieszczeniu na poddaszu urządzono za zgodą pierwszego dyrektora szkoły, Jerzego Brodeckiego, składnicę archiwalno-muzealną, do której eksponaty znosili m. in. uczniowie. Pierwszą tzw. autochtonów Czestmakę (Częstochowską Madonnę) przyniósł z Lutyni uczeń, Leopold Szpala. Był to olejny obraz na blasze pędzla Franciszka Śmierta z roku 1864, odnowiony przez W. Reinscha (?) w 1911 roku. Dziś znajduje się w Muzeum Etnograficznym we Wrocławiu. Później. podczas studiów krajoznawczych znalazłem takich obrazów na terenie ziemi kłodzkiej ponad pięćdziesiąt, w tym polskimi napisami 12!.
Pierwsze książki, które trafiły do archiwum, zostały uratowane przed zmieleniem na tekturę w papierni w Olbertynie. M. in. wraz z bratem znaleźliśmy dra Forstera opis lądeckich zdrojów z roku 1805. Stąd żeśmy się dowiedzieli (str. 31), że zakład przyrodoleczniczy „Wojciech” zwano od czasu jego założenia w 1679 roku Nowym Zdrojem lub Mariackim, a potocznie „okrągłym kąpieliskiem dla robotów” (tj. chłopów pańszczyźnianych!).
Z uczniów szkoły podstawowej pomagał mi w gromadzeniu eksponatów, zwłaszcza książek, Leonard Nowakowski, później pracownik PPU Lądek. On też napomknął o resztkach „muzeum” we wspomnianej wyżej preparandzie. Istotnie, znalazłem tam odstawioną od ściany szafę-gablotę z cenna zawartością. Były to części pancerzy rycerskich i kolczug czy misiurek, groty pocisków, strzał i bełtów. podkowy, topór ciesielski (?) oraz kajdany (dyby). I kilka zdekompletowanych toalet bez zwierciadeł, stolików i foteli z XVII -XVIII wieku, mocno nadwerężonych.
Nasze archiwum wzbogaciło się o książki podarowane przez odjeżdżającego właściciela drukarni lądeckiej, Urnera, do którego skierował mnie p. Zdzisław Wiatr, obejmujący właśnie stanowisko architekta miejskiego. On też wskazał mi strych dawnego sądu, „cyrkułu” lądeckiego, gdzie zebrałem niemal całość Wydawnictwa Górskiego Związku Kłodzkiego. pt. „Die Grafschaft Glatz”. Stało się ono ważkim źródłem wiedzy o ziemi kłodzkiej. W roku 1946 powstał w Kłodzku oddział PTT, a następnie jego koła w terenie. m. in. w Lądku. Prezesem został kol. M.Ciężkowski. Mnie przypadła rola krajoznawczo-prelegencka i w ogóle propagandowa. Byłem też pierwszym w Lądku „znakarzem” PTT. Lektura gromadzonych zbiorów i zapotrzebowanie społeczne na przewodnik po Lądku i okolicy pchnęły mnie do jego opracowania. Był on gotów wiosną 1948 roku, lecz z drukiem oczekiwano, aż ukaże się mapa ziemi kłodzkiej. Tymczasem do użytku wewnętrznego naszego koła napisałem na swojej poniemieckiej maszynie „Spacery po Lądku” (11 stron).
Do obu prac zrobiliśmy z bratem kilka opracowań kartograficznych. Jeszcze w 1947 roku mój brat Włodzisław, zanim przeniósł się ostatecznie do Lądka, poświęcał każdy urlop na wędrówkę ze mną po okolicy, gdzieśmy czynili spostrzeżenia geograficzno-terenowe. Wychodziliśmy z „Arki” nocą, tak by z możliwie najwyższego punktu obserwować stopniowo oświetlane wschodzącym słońcem obiekty krajobrazu.
Powstały w ten sposób: mapa turystyczna Lądka Zdroju i okolic w podziałce 1 : 37 500, mapa tras narciarskich wokół Lądka, plan Lądka Miasta i Zdroju 1 : 3500 ze współczesnymi nazwami, spolszczony wycinek mapy setki poniemieckiej i panorama Lądka Zdroju z dawnej Drogi Królewskiej na zboczu Twardziela. Zrobiliśmy też mapę 1 : 25 000 z zasięgiem od Trzebieszowic po źródliska Bieli. Niezadługo weszliśmy w Skład Międzynarodowej Komisji Nazewnictwa Sudetów, przy czym brat reprezentował teren najlepiej mu znany – Łużyc południowych.
Tymczasem powiększające się zbiory „archiwalno-muzealne” nie mogły się pomieścić w pokoiczku na poddaszu gimnazjum. Poproszony zatem na wizję ówczesny sekretarz PPR w Lądku. ob. Garbacz. uznając „muzeum” za rozwojowe, skierował mnie do właściciela kamieniczki przy Rynku 4, który nam udzielił dwu parterowych pokoików – mniejszego na pisma, większego na przedmioty. Należało się z przeprowadzką spieszyć, gdyż już jedna ze sprzątaczek gimnazjum użyła zabytkowej XVIII-wiecznej wanny do rozpałki, a inna porąbała na ten cel całego Św. Onufrego, przywiezionego przez mego brata z rozbitej kaplicy w Stroniu Śląskim.
Z polecenia zarządu oddziału PTT w Kłodzku z siedzibą w Polanicy należało nie tylko wyznakować szlaki, np. na niebiesko z gór Bialskich (dawniej Bielaw) na Śnieżnik przez Zawadę (właściwie Kuźniczą), czego dokonał leśniczy Mujstra, ale także zbadać stan obiektów turystycznych i stwierdzić, czy nadają się na przyjęcie turystów i wczasowiczów. W najbliższej okolicy Lądka były takie budynki: w Karpowie, w lesie o 300 m od granicy znajdował się dom wypoczynkowy magistratu lądeckiego; schronisko Górskiego Związku Kłodzkiego – drewniane pod szczytem Borówkowej-Wrzośca i poniżej, u skraju Wrzosówki, murowane, na około 20 osób każde; dwa większe były w Nowej Morawie, jeszcze większe na Puchaczówce (ok. 50 łóżek), największe pod szczytem Śnieżnika (58 lóżek) i małe pod wieżą widokową na Śnieżniku. Na rozdrożu pod Śnieżnikiem znajdowało się też nowoczesne schronisko Hitlerjugend, lecz z tego względu jakby napiętnowane, zostało najrychlej całkowicie wyszabrowane i zniesione.
W latach 1946-47 wycieczki na tereny bardziej od Lądka odległe rzadko były organizowane z braku pojazdów. Jedyny autokar oddziału nie był w stanie obsłużyć większości chętnych, tylko spacery i nieco dalsze, kilkugodzinne wypady nielicznych grup pozwalały zwiedzić okoliczne góry i szczyty. Prowadzili je na razie kierownicy kulturalno-oświatowi. Najstarszym takim przewodnikiem w Lądku był Stanisław Paliszewski, wnet przyszedł mu w sukurs Władysław Jarosz.
Zajęty pracą w szkołach (podstawowa, średnia i repolonizacyjna, wkrótce i dla dorosłych) nie mogłem w dni powszednie udzielać się jako przewodnik. Potrzeba przewodników stawała się paląca. Powoli wciągali się samorzutnie w to zajęcie młodzi wówczas fotografowie, stowarzyszeni w spółdzielni.
Latem 1947 roku uczestniczyłem w konferencji, której celem było przygotowanie materiałów dla organizowanej przez Mieczysława Orłowicza Międzynarodowej Komisji Nazewnictwa Sudetów.
Źródło: centralnabibliotekapttk.pl